Poznajcie Kobietę z pasją!

Ilustrowana Klątwa Przeznaczenia ?  Bez wątpienia każdy fan książki z chęcią zobaczyłby takie wydanie.  Jakby wyglądało?  Hmm... możemy się tego dowiedzieć dzięki wyjątkowej czytelniczce!  Niezwykle utalentowana Joanna Błaszczyk stworzyła poniższe arcydzieło: Na Instagramie znana jest bookstagramowiczom jako  kobieta_z_pasja Jeśli jeszcze nie widzieliście jej profilu, koniecznie musicie to nadrobić :)  Jak Wam się podoba ilustracja wykonana przez Joannę? 

FRAGMENTY "KORONY PRZEZNACZENIA"


Po przeczytaniu Klątwy Przeznaczenia z pewnością jesteście ciekawi dalszych losów swoich ukochanych bohaterów. Zwłaszcza, że zakończenie było niecodzienne.
Autorki postanowiły na szczęście uchylić rąbka tajemnicy. 
Poniżej znajdziecie kilka udostępnionych fragmentów Korony Przeznaczenia.
Enjoy!






A na koniec, taki mały, zupełnie nowy "smaczek". Uwaga! Zawiera SPOILER!!!

Drastyczny fragment Korony. Tekst przez korektą. Uwaga zawiera SPOILER!
- Kto następny?!- Brat Jovena omiata zadowolonym spojrzeniem rozsierdzony tłum wiernych uczniów zbuntowanych Mistrzów.
- Ja!- Mistrz Etykiety wysuwa się naprzód z szeregu pojmanych. Moru z trudem panuje nad swym głosem i łzami, które napływają mu do oczu. I nie płacze ze strachu prze tym, co nastąpi, lecz z powodu przyjaciela. Utracił swego upragnionego Władcę, teraz zaś zginął Gavin, którego miał za najbliższego z towarzyszy.- Jestem gotowy na wszystko, co zapisał mi Los. Nie chcę dłużej kalać swych źrenic widokiem… Nie, nie nazwę was mordercami, bo i to za wiele dla ciebie i twych sługusów, Grittonie. Jesteście bandą zwykłych zwyrodnialców. Niehonorowych bydląt, którym daleko jest do rycerzy Związku ze Starego Porządku! Zbrukałeś Kodeks Świętej Organizacji, zabijając Mistrza bez przysługującego mu prawa do obrony. I tym samym utwierdziłeś mnie w przekonaniu, że jesteś niski. Niziutki. Niziuteńki. I to nie tylko wzrostem, ale moralnością, która jak widać idzie z nim w parze!
Twarz Grittona pokrywa się purpurą, gdy ten słyszy nawiązanie do swego największego kompleksu.
- Topór!- wrzeszczy do swoich ludzi, a do Mistrza z wizerunkiem Łabędzia na kaftanie odzywa się:- Za chwilę dostaniesz to, o co się tak prosisz! Będziesz konał w męczarniach, a spośród was- tu obraca się ku pozostałym pojmanym i wskazuje na nich palcem- nikt już mnie nie obrazi!
Gdy jeden ze sług noszący medalion Sroki przynosi w końcu wyczekiwaną broń ze zbrojowni, Sekretarz bierze ją w dłoń i nakazuje:
- Na ziemię z nim!- Kiedy strażnicy posłusznie wykonują polecenie, zamachuje się i z całych sił rąbie kończynę Moru. Najpierw prawą, parokrotnie się zamachując, potem lewą, klnąc pod nosem na trud, jaki mu sprawia oddzielenie nóg tuż nad kolanami od reszty ciała. Spocony, zalany krwią, prostuje się i usatysfakcjonowany krzykiem bólu cierpiącego i wrzawą więźniów, decyduje:
- Do pionu go!- A kiedy podwładni z trudem podnoszą ciężkiego, okaleczonego mężczyznę, syn Wilbura śmieje się na całe gardło z niższego od niego jeńca:- I kto teraz jest knypkiem, co?!
- Puścić!- Na ten rozkaz strażnicy z ulgą zwalniają uścisk, a nieprzytomny z bólu członek Wielkiego Zgromadzenia osuwa się bezwładnie na trotuar.



NAJNOWSZY FRAGMENT:

KOLEJNE FRAGMENTY: 



FRAGMENT (PRZED KOREKTĄ)!

Kręta i wyboista droga w dół wiedzie nad przepaścią, której odległe dno niknie we mgle. Powoli zapada zmierzch, a orszak mozolnie brnie naprzód, by przed nocą zająć dogodne miejsce na rozbicie obozu. Nagle zza skalnego węgła dobiega jeźdźców rozpaczliwe wołanie o pomoc. Krzyki ludzkie mieszają się z przeraźliwymi odgłosami wydawanymi przez spłoszone konie. Jadący na czele Złoci Rycerze wstrzymują eskortę, po czym sami ruszają, by zbadać źródło hałasu. Po chwili zawracają, oświadczając władcy Tahitanii i jego strzeżonej przez Akina córce:
– Zawracajmy, Najjaśniejszy Panie! To Koczownicy z Północnego Stoku!
– Licho ich tu przywiało z Lenarda!
– Lepiej przeczekać do jutra. Powóz im utknął na stromiźnie i nie mogą ruszyć z miejsca, wisząc nad urwiskiem, ale od takich jak oni lepiej trzymać się z dala. Znają Zakazaną Magię i oddają cześć nieczystym mocom. Spotkanie z nimi zawsze przynosi nieszczęście…
– Jeśli mają problemy, musimy im pomóc! – stwierdzam stanowczo, przejęta rozpaczliwym nawoływaniem z oddali.
– Ariadno, Strażnicy Smoczej Doliny znają lepiej to miejsce od ciebie, i jeśli twierdzą, że ci ludzie są niebezpieczni, musimy posłuchać ich rady. O tych Koczownikach słyszałem wiele razy, mieszkając w Durevaldzie. Potrafią być problematyczni. A ja nie pozwolę, by spadł ci włos z głowy!
– Ich Zakazana Magia musi być jedynie bajką, bo gdyby naprawdę dysponowali mocą, nie wołaliby o pomoc, tylko jednym czarem wyciągnęli powóz z przepaści. A ja akurat posiadam umiejętności, dzięki którym mam zamiar im pomóc, czy wyrazisz na to zgodę, czy nie! – Nie czekając na reakcję rodzica, spinam konia i ruszam przed siebie, mijając zaskoczonych Złotych Rycerzy.
Akin bez rozkazu podąża w ślad za wybranką swego Mistrza.
– Kontynuujemy podróż! – Mimo niezadowolenia z kolejnej niesubordynacji córki władca Tahitanii poddaje się i zaraz cały orszak zmierza w stronę, z której dobiegają hałasy.
– Ratunku! Na bogów! Niech nam ktoś pomoże! Tam są moje dzieci! – krzyczy na całe gardło młoda Anturyjka, odziana w utkane z kolorowych nici szaty. Wraz z rosłym mężczyzną szarpie za lejce, starając się uspokoić wzburzone wierzchowce, lecz gwałtowne ruchy zwierząt sprawiają, że wiszący częściowo nad urwiskiem wóz, ozdobiony niezliczonymi wstążkami i wplecionymi w nie dzwoneczkami, przechyla się coraz mocniej na krawędzi w stronę czeluści. Z jego wnętrza dolatują stłumione piski i łkanie.
Przystaję na drodze i oceniając, że nie ma czasu do stracenia, wyszeptuję zaklęcie. Pod jego wpływem konie walczące z przeważającym ciężarem zdwajają swe siły i bez trudu wyciągają powóz tak, że już po chwili stoi z powrotem na ścieżce. A ja uśmiecham się lekko, zadowolona, że używając w tak niewielkim stopniu swej mocy, pomogłam ludziom, którzy omal nie stracili swoich dzieci.
– Skoro już spełniłaś dobry uczynek, ruszajmy bez przestojów dalej! – cedzi do ucha swej córki Randon, ponaglany przez znaczące spojrzenia ludzi swego brata.
Jest zły, że Ariadna znów okazała mu nieposłuszeństwo, postępując wbrew królewskiemu rozkazowi. W duszy więc poprzysięga sobie, że znajdzie sposób na utemperowanie krnąbrnej dziewczyny i pokazanie jej, że choć jest miłością jego życia, nie na wszystko może sobie pozwolić w towarzystwie ojca!
Akin, na znak władcy Tahitanii, chwyta za uzdę Cesarzową i zmusza konia księżniczki do ruszenia z miejsca. Jednak gdy orszak mija wyciągnięty z przepaści zaprzęg, do Ariadny przypada barwna Anturyjka, u której wielowarstwowej spódnicy uczepiona jest trójka maluchów.
– Dzięki ci, o czcigodna pani!- wykrzykuje przez łzy kobieta, podążając za swą wybawicielką i całując poły jej szat oraz dłonie, podczas gdy towarzyszący jej mężczyzna pozostaje w oddali z kilkoma starszymi dziećmi u boku, pochylając kornie głowę przed przejeżdżającymi. – Już wkrótce największe z twych marzeń spełni się za to, co uczyniłaś, tylko mnie wysłuchaj!
– Z drogi, wywłoko, albo zdzielę cię batem! – Jeden z Rycerzy popycha Koczowniczkę na kamienie, by oddalić ją od bratanicy Wielkiego Księcia.
– Nie! To tak się traktuje ludzi za to, że chcą podziękować?! – Oburzona zeskakuję z konia i podchodzę do kobiety, aby sprawdzić, czy nic jej się nie stało. Widząc, że ta powstaje szybko z ziemi, zaintrygowana spoglądam jej ciekawie w źrenice. – Co miałaś na myśli, mówiąc o moim marzeniu?
– My, ludzie gór, widzimy i czujemy więcej, niż ci z nizin, dlatego mają nas za wiedźmy i czarowników. Boją się nas i trzymają poza miastem – odpowiada głosem dosłyszalnym jedynie dla swej rozmówczyni Anturyjka. – Dotknęłam cię i wiem, czego pragniesz, moja dobrodziejko. Twe dłonie są zimne od chłodu wieczora i mrozu tutejszego powietrza, lecz jedno miejsce parzy, niczym ogień, zdradzając mi to, co mówi twe serce. – Kobieta wyciąga rękę i wskazuje na serdeczny palec Ariadny. – Pomogłaś mi i mojej rodzinie, więc ja pomogę tobie. Duchy gór sprawią, że uczucia tego, o którym myślisz nieustannie, odmienią się i decyzja, z którą zwleka, zostanie podjęta…
Przez moment patrzę na kobietę z niedowierzaniem i iskierką nadziei, ale zaraz logika każe mi trzeźwiej ocenić sytuację:
– Wiesz, kim jestem, prawda?! Każdy, kto mnie zna, kto o mnie słyszał, myśli podobnie do ciebie, że w tej chwili marzę wyłącznie o małżeństwie. Aby to odgadnąć, nie trzeba specjalnych umiejętności, ale dziękuję ci. – Uśmiecham się z pobłażaniem.
– Wystarczy już! Władca Tahitanii każe ruszać dalej. – Akin podchodzi do Tahitanki i chwyta stanowczo za ramię, które ta wyrywa niezadowolona.
– Pójdę sama! – I nie wypowiadam już na głos słów, które aż cisną się na usta. Tchórze! Otaczają mnie sami tchórze, bojący się zwykłej, biednej niewiasty, która nie ma broni, a jedynie gromadę dzieci! Wzburzona dosiadam z powrotem konia, nie patrząc na ojca, który w tej chwili wydaje mi się równie mało odważny co pozostali towarzysze podróży.
– Pani! – Anturyjka dopada ponownie do odjeżdżającej księżniczki i, nim Strażnicy ze Smoczej Doliny odciągają ją od Ariadny, wyszeptuje, wciskając w rękę Tahitanki niewielkie zawiniątko: – Weź to i każ użyć swemu lubemu. Może o pragnieniu zamążpójścia wiedzą wszyscy w twym otoczeniu, lecz czy ktokolwiek z nich wie, że ulubionym utworem twego wybranka, a tym samym i twoim jest „Pożegnanie” Agenora i Alanis? Jeśli więc chcesz deklaracji z jego strony, każ mu go zagrać, wykorzystując przy tym mój dar, a stanie się to, na co czekasz.
Przyjmuję prezent zaskoczona tym, że ktoś może znać nasz gust muzyczny. Może jednak źle oceniłam tę kobietę i ta faktycznie posiada szczególną intuicję? Ale jak to możliwe, aby przez jakiś drobiazg, który mi ofiarowała, mój Przeznaczony w końcu się zdecydował? Ruszając, z ciekawością zaglądam do zawiniątka i jakież jest moje zdumienie, gdy okazuje się, że prosty materiał skrywa misternie rzeźbiony dziwnymi znakami i symbolami flet.
Gdy jeźdźcy znikają z pola widzenia, mgła spowija drogę, na której wciąż stoi wpatrzona w horyzont Koczowniczka. Gęstniejący opar ściąga kolory z szat i skóry kobiety, której ciało przechodzi transformację, zmieniając się z ludzkiego w zwierzęce. Wielka, biała sowa śnieżna rozpościera skrzydła i wzbija się do lotu, pozostawiając na drodze wyczarowaną z rozpuszczających się natychmiast, lodowych brył rodzinę wędrowniczki. Ptak nienaturalnie szybko przemierza niebo, na którym rozpalają się stopniowo kolejne gwiazdy i szybko osiąga cel swej podróży. Spowalnia ruch i kołuje kilkakrotnie nad głową Lenarda, po czym opada w dół, by zgrabnie wylądować na wyciągniętej ręce szarowłosego młodzieńca, stojącego we wnętrzu szpony Złotego Strażnika.
– DOBRZE SIĘ SPISAŁAŚ – mówi Nemrod, głaszcząc lśniące pióra swej wysłanniczki. – PILNUJ ICH. JA WRACAM DO SCHATTEN. TERAZ WSZYSTKO W RĘKACH TAHITANKI. OBY OKAZAŁA SIĘ PRÓŻNA I MAŁOSTKOWA, JAK KAŻDA NIEWIASTA.
I jak wrażenia? Chcecie więcej? Dajcie znać w komentarzach :)

Komentarze